Kiedy w 2018 roku w Dublinie nie udało mi się zdobyć slota postanowiłem, że nie odpuszczę i będę walczył do końca i choćby miałaby to być kategoria +80 to go w końcu wyszarpie. Ze względu na koszty brałem pod uwagę tylko Mistrzostwa Świata organizowane w Europie (czyli średnio co 4 lata). Ostatnie w Nicei niestety nie były dla mnie, więc nadszedł czas na następne i od sierpnia tego roku można było się starać o kwalifikacje na MŚ w 2023 roku (na dystansie ½ IM) w Lahti. 4 września 2022 zawody w Poznaniu to był mój start roku, ten do którego podporządkowany był cały sezon, dieta i wszystko co z tym związane.

Dodatkowo powstała tu pewna magia liczb – ten rok jest mój pierwszym w kategorii +50, a zawody w Poznaniu był moim 50-tym startem w zawodach triathlonowych – nie wierze w numerologie, ale wyglądało to optymistycznie. 

Nie wszystko przebiegało zgodnie z planem. W połowie lipca doznałem urazu kolana i okazało się, że muszę mieć wycinany kawałek łąkotki. Myślałem już, że wszystko pozamiatane, ale Dr Słynarski obiecał stalowe kolano i że szybko wrócę do treningów – jak zawsze słowa dotrzymał. 1 Sierpnia byłem już na stole operacyjnym – doktor w kolanku pogrzebał, coś tam wyciął, coś tam poprawił, a zaraz potem Piotr Piaskowski dopełnił formalności w mojej rehabilitacji. W efekcie opuściłem tylko kilka treningów i wiele nie straciłem w przygotowaniach do mojego startu sezonu. Na Poznań kolanko chodziła jak złoto. 

Kolanko po naprawie

Z nowego sprzętu, to Dare2Tri zaopatrzyła mnie w nowy model turbo pianki MACH III, w której pływa się genialnie – wygodnie i szybko 😊.

Pianka Dare2tri Mach III robi robotę 🙂

Reszta bez zmian – nawet buty wziąłem stare rozklepane, aby nie było ryzyka nowych pęcherzy podczas biegu. Trenowałem, ile mogłem, waga startowa miała być 76 kg  no i jeszcze na koniec trzeba było się zrobić Aero 😉 – efekt tego wszystkiego miał pokazać czas na mecie.

Aero to zawsze kilka sekund oszczędności 😉

Miało być równo 76, no ale…

Start był o 9:30 w miejscowości Kiekrz pod Poznaniem, do którego dostaliśmy się pociągiem z centrum Poznania – woda ciepła, czysta, do zrobienia jedna szybka pętla. Ustawiłem się na początku, więc tłoku nie miałem.

Witamy w Kiekrzu 🙂

Pianka leży na człowieku jak druga skóra, więc i pływanie zaczęło się nieźle. Jak zawsze myślałem, że płynę szybko a płynąłem jak zawsze – no może trochę szybciej 😉. Tempa nie podaje, aby koledzy mnie nie wyśmiewali przez następne pół roku 😃 . Wychodząc z wody pamiętałem słowa Przema, że to nie taniec tylko zawody i trzeba na zmianach zapieprzać, więc na dywanie biegnąc do strefy darłem się, że lewa wolna – w końcu Kowalczyk bieg po slota to korytarz trzeba zrobić 😉. Dywan był długi i pod górę, więc z wywalonym ozorem wpadłem do T1 – sprawnie zrzuciłem uniform pływacki, kask na łeb i ogień po rower. Nawet się nie zgubiłem i do belki również biegiem. Rower bajkowy – to był taki rower, kiedy jedziesz i się gęba sama cieszy jak jest zajebiście. Gnieciesz te pedały a tu ciągle grubo ponad 40 na godzinę. Niestety sprawdzałem, że wiatr jest dosyć duży i ze wschodu co tylko oznaczało, że na nawrotce skończy się rumakowanie. Uśmiech zszedł mi z twarzy i pojawiło się podirytowanie. Zamiast 43 km/h pojawiło się 33 km/h i to jeszcze przy większym wysiłku. Jak tylko za bardzo zwalniałem, wyobrażałem sobie co moi kochani kibice teraz wypisują w komentarzach na fejsie. Jakbym miał telefon to na pewno zadzwoniłby Bartek i by się darł, że tak jadąc to slota do Lahti nie złapiemy. No tak to na pewno nie, więc zaraz przyciskam i wyprzedzam gościa co mnie przed chwilą mijał. I tak naładowany emocjami docieram do mety, zeskakując przed belką pamiętam aby biec z tym bajkiem a nie guzdrać się na dobiegu. No i tutaj drobna skucha – wszystkie te alejki takie podobne i oczywiście musiałem się pomylić. Lecę z tym rowerem, numery mijają i wtedy jakiś kochany człowiek krzyczy, że 130 to tutaj obok. Idealnie trafił – szybki skłon pod wieszakiem i jestem przy swoim wieszaku w alejce obok (dzięki ci wielkie chłopie). Zeszło mi się trochę z tymi skarpetami, ale i tak czas w strefie gorszy tylko o 5 sekund od trenera to dobry znak. Chyba postawie sobie jako cel główny, aby trenera pokonać chociaż raz w strefie w przyszłym roku 😉 . Wybiegam i zaraz trafiam na moich kochanych kibiców – Kasię z Ewą trzymających wielki baner – przeczytałem LAHTI – reszty nie zdążyłem, ale to mi wystarczyło.

Kochani kibice 🙂

Usłyszałem jeszcze „masz minutę do trzeciego” co się potem okazało, że kategoria +50 oznacza już kłopoty ze słuchem 😃 . Trasa biegowa dosyć trudna, nawierzchnia mieszana – najpierw asfalt, potem kostka a zaraz szuter, a do tego mnóstwo zakrętów i ze dwa podbiegi. Do tego zaczęła działać kawa wypita tuż przed startem (jedyny błąd jaki popełniłem) – sikać w piankę ani na rowerze nie umiem, więc powoli zaczął mnie boleć brzuch. Na początku drugiej pętli usłyszałem komunikat, że mam już 2 minuty do trzeciego co w moich szybkich kalkulacjach wyszło, że szanse na dogonienie gościa są marne. Została wiara, że utrzymam dobre czwarte miejsce. Dodam tylko, że przed zawodami sprawdziłem ile osób mam w kategorii i jakich twardzieli, więc czwarte brałbym w tej sytuacji w ciemno. Na trzecim kółku musiałem podjąć szybką decyzje – lać czy biec z pełnym pęcherzem. Padło na lanie – nie wiem czy była to dobra decyzja, ale na pewno dużo lepiej mi się biegło – może szybciej. Ostatnia pętla, robię co mogę, cisnę ile sił – wpadam na metę wykończony. Niestety kroplówka mi nie była potrzebna, nie porzygałem się, czyli rezerwa jeszcze była – może kiedyś uda mi się pobiec na 110% 😉 . Nie miałem pojęcia jak mi poszło, ale bardzo chciałem być w okolicach piątego miejsca.

 

Będzie mój 🙂

Lecę po slota 🙂

Chwile odsapnąłem i ruszyłem do strefy finishera – przy wyjściu Kasia mi mówi, że jestem trzeci w kategorii (na 41 zawodników) – qwa TRZECI!!!, ale jak???? Okazuje się, że coś źle usłyszałem i na początku biegu trzeci miał minutę do mnie a nie ja do niego. Pod koniec wyprzedził mnie i w rezultacie do drugiego miejsca zbrakło mi 20 sekund. Pierwsze miejsce było całkowicie poza zasięgiem. Nie mogłem w to uwierzyć, zwłaszcza, że zawody te miały rangę Mistrzostw Polski co by oznaczało, że mam brązowy medal MP w swojej kategorii.

Styrany, ale szczęśliwy 🙂

Pozostawała sprawa slota czyli kwalifikacji na MŚ w Lahti – wszystko miało się okazać o 18:00 podczas uroczystości przyznawania slotów. Jak już poszliśmy gdzieś usiąść dzwoni Bartek i krzyczy, że mamy to – okazało, że właśnie na fejsie podali jakie ilości slotów zostały przyporządkowane do kategorii. Moja kategoria dostała 3 sloty czyli trzecie miejsce to pewniak – JADE DO LAHTI!!!. Tu jeszcze kwestia drobnego wyjaśnienia jak ten system slotowy działa. Przed zawodami wiemy tylko ile slotów jest przyznanych na całą imprezę. Dopiero po analizie ilości uczestników w każdej kategorii (co jak widać dzieje się późno i nie zawsze jest w tej sprawie komunikat) sloty są odpowiednio rozdzielane do każdej kategorii (im mniej uczestników w kategorii tym niej slotów). Na uroczystości rozdania slotów wyczytywane jest nazwisko zawodnika i ten musi być obecny i potwierdzić przyjęcie slota. Jeżeli tego nie zrobi slot trafia do następnej osoby i tak dalej (to się nazywa roll down). Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że kwalifikacje wywalczyłem bez rolldownu – no dobra zajebiście dumny i szczęśliwy z tego jestem i już 🙂 .

Na uroczystości wręczenia slotów nie pozostało więc nic innego niż krzyknąć, że akceptuje slota i stanąć w kolejce do kasy – tak, tak – za darmo umarło 🙂

Gratulacje dla Łukasza za Mistrzostwo Polski w swojej kategorii, dla Basi za wspaniały debiut na 1/2 i Wszystkim za wspaniałe wyniki.

Wręczanie medali Mistrzostw Polski

3-cie miejsce w kat. +50 🙂

Medaliści Mistrzostw Polski 🙂

Podsumowując, uzyskując czas 04:43:40 (00:34:41 / 02:25:50 / 01:38:29) na dystansie 1/2 IM, zająłem trzecie miejsce w zawodach Ironman 70.3 w kategorii +50 (kiedyś wydawało się nieosiągalne), trzecie miejsce w Mistrzostwach Polski (nawet o tym nie marzyłem) oraz wywalczony slot na Mistrzostwa Świata  w Lahti (o tym to już marzyłem 😉 ) . To wszystko tylko pokazuje, że nie możemy przestać wierzyć we własne siły i w siłę spełniania marzeń 🙂 .  

Nagrody się nie mieszczą 🙂

Sukces to jednak nie sprawa indywidualna – samemu ciężko to osiągnąć, dlatego muszę zacząć podziękowania od mojego trenera Łukasza Lisa, który mnie przygotował i do końca wierzył, że z Poznania bez slota nie wracamy (w końcu to też jego sukces), mojej kochanej Kasi, która musi ciągle wytrzymywać te gadki o triathlonie, wąchać te przepocone ciuchy i jeździć w jakieś dziwne miejsca. Moich kochanych TRICLUB-owiczów, przyjaciół, kibiców bez których uprawianie sportu nie ma znaczenia, to jest to wsparcie i ta energia, której tak często brakuje i którą tak ciężko wskrzesić, kiedy potrzeba – a świadomość, że cię śledzą na bieżąco i komentują, potrafi ją wydobyć z najgłębszych pokładów organizmu. 

Dziękuję Dare2tri za cudowną piankę, doktorowi Słynarskiemu za doprowadzenie mojego kolana do takiego idealnego stanu i Piotrowi Piaskowskiemu za skuteczną pooperacyjną rehabilitację.   

Dziękuje Wszystkim co wspierali mnie choćby myślą podczas tych zawodów. 

Dziękuję kochani – to Wasza zasługa, że mogę być teraz taki szczęśliwy.

 

Do zobaczenia w LAHTI w 2023 roku 🙂

Trzymajcie się cieplutko. 

Źródło: ironman.com, triclub, materiały własne