Przed nadchodzącym rokiem 2014 znowu trzeba było pomyśleć o tzw. motywatorze. U każdego jest to co innego, u jednego to dobre słowo lub wyczytane hasło, u innego dobry film o bieganiu a u mnie musiał być wyznaczony konkretny cel do którego dążę. Poza polepszeniem czasów na głównych dystansach to zawitał do mej głowy nowy pomysł w postaci triathlonu!!! Okazało się to strzałem w dziesiątkę bo 2014 rok okazał się zarówno najbardziej pracowity jak i najbardziej efektywny z wszystkich dotychczasowych biegowych lat.
Zanim zacznę opisywać mój następny rok treningowy wypadałoby napisać troszkę o triathlonie a zwłaszcza o jego początkach.
Trochę historii…*
Za datę narodzin triathlonu należy chyba uznać lata siedemdziesiąte XX wieku. Choć w latach dwudziestych we Francji próbowano już organizować lokalne zawody składające się z trzech dyscyplin (wówczas jeszcze nikt nie nazywał tego triathlonem) to niestety nie przetrwały one próby czasu i po kilku latach zaprzestano ich organizacji.
25 września 1974 to oficjalna data uznana za narodziny triathlonu. Tego właśnie dnia w San Diego USA 46 osób postanowiło wziąć udział w zawodach (Mission Bay Triathlon) składających się z pływania (500 jardów, roweru (5 mil) oraz biegu (6 mil). Tak wyglądały początki triathlonu, ale prawdziwą popularność przyniósł tej dyscyplinie legendarny i osławiony Ironman. Twórcą tego morderczego dystansu był John Collins (również uczestnik Mission Bay Triathlon). W 1977 podczas bankietu kończącego jedną z imprez sportowych na Hawajach (w tamtym czasie rozgrywanych było tam wiele różnych imprez sportowych) wspomniany już John Collins zaproponował połączenie trzech odbywających się tam imprez. Collins zaznaczył również, że każdy kto dotrze do mety zostanie okrzyknięty człowiekiem z żelaza!!!. I tak 18 lutego 1978 roku The Waikiki Rough Water Swim (pływanie 2.4 mili/3,8 km/), The Oahu Bike Race (rower 112 mil/180 km/) oraz The Honolulu Marathon (bieg 26.2 mil/42 km/) zostały połączone w legendarny Hawaii Ironman Triathlon. Wystartowało w nim 15 śmiałków a na metę dotarło 12 osób. Wygrał nowojorski taksówkarz Gordon Haller, który z czasem 11:46:58 zdeklasował rywali.
Przełomowy był również rok 1982 kiedy to telewizja ABC news transmitowała zawody Hawaii Ironman, gdzie wówczas na pokonanie 226 km zdecydowało się już 600 osób. Miliony ludzi oglądających transmisję mogły zobaczyć hart ducha i nieprawdopodobną wolę walki młodziutkiej 23 letniej studentki Julie Moss. Pod koniec biegu odwodnienie organizmu doprowadziło ją do ogromnego problemu z utrzymaniem się na nogach co w konsekwencji zmusiło ją do przekroczenia mety na czworakach i utratę pierwszego miejsca. Ukazuje to jednak niesamowitą determinację, pokaz charakteru oraz możliwości przekraczania granic wytrzymałości i poznania siły własnej psychiki.
Właśnie tak narodził się Ironman i przepiękne hasło tych zawodów
„Anything is possible” – „Wszystko jest możliwe”
*źródło: „http://totaltriathlon.com/triathlon-history”, http://polskabiega.sport.pl/polskabiega”
Czas wrócić do 2014 roku gdzie postanowiliśmy z Piotrkiem zadebiutować w triathlonie w Płocku na dystansie sprinterskim (750m pływanie, 20km rower, 5km bieg). Zawody miały się odbyć 14 czerwca, więc mieliśmy jeszcze trochę na przygotowania.
Rok biegowy tradycyjnie już zacząłem od biegu WOSP i jak zwykle fantastyczny cel pomocy innym przyświecał całej imprezie. Nic dodać nic ująć i każdy powinien spróbować pobiec w tym biegu zwłaszcza, że dystans to około 5km i można go nawet przemaszerować – zapraszam 🙂
Treningi biegowe robiłem głównie na siłowni bo zgodnie z moją wówczas głupią zasadą – w zimę się nie biega bo można się przeziębić lub nabawić kontuzji (aż wstyd o tym pisać). Może i na siłowni, ale chociaż regularnie (3 razy w tygodniu) wszak chciałem się dobrze przygotować do półmaratonu gdzie planowałem złamać 2 godziny. Impreza odbyła się tradycyjne pod koniec marca i w przeciwieństwie do zeszłego roku pogoda była wyśmienita. Starałem się utrzymać w miarę równe tempo, odpowiednio się nawadniać co przyniosło efekt na mecie. Udało mi zrobić życiówkę, ale zabrakło 35 sekund aby złamać 2 godziny 🙁 . Może to i dobrze bo będzie to dobra motywacja do następnego półmaratonu.
Nadszedł już czas aby zacząć poważniejsze przygotowania do triathlonu więc zacząłem chodzić na basen i jeździć na rowerze. Pływak ze mnie żaden więc początki basenu były okropne. Na początku mogłem przepłynąć zaledwie kilka długości (25 m) crowlem co nie napawało optymizmem a o technice już nie wspomnę. Z treningu na trening było jednak coraz lepiej i byłem już raczej pewien, że uda mi się przepłynąć cały dystans tzw. stylem dowolnym. W czerwcu udało mi się jeszcze pojechać na Mazury i popływać trochę na wodach otwartych – nawet w tym celu wypożyczyłem specjalną triathlonową piankę (którą zresztą później zakupiłem).
W ramach przygotowań wystartowałem jeszcze ze starszym synem w Orlenie na 10 km. Była połowa kwietnia więc jeszcze trochę zostało do triathlonowego debiutu a trening biegowy zawsze się przyda. Orlen Warsaw Marathon (OWM) to wielka impreza gdzie odbywają się jednocześnie dwa biegi – maraton i bieg na 10 km. Liczyliśmy (zwłaszcza ja) tutaj na dobry czas wzajemnie się mobilizując. Miałem nadzieję, że treningi przyniosły pożądany efekt i nie będę już tak odstawał od młodszego pokolenia 🙂 . Faktycznie zapowiadało się na życiówkę, ale na 9 km Damian zwrócił uwagę na leżącego mężczyznę i stojącego obok niego „ratownika” (Pan w czerwonej koszulce i apteczką w ręką). W związku z tym, że jest ratownikiem natychmiast się zatrzymał i zaczął mu udzielać pomocy. Trochę minęło czasu zanim pacjent doszedł do siebie a my mogliśmy ruszyć dalej. Jak można się domyśleć życiówki nie zrobiliśmy, ale w tym przypadku najważniejsze było zdrowie człowieka więc czas się nie liczył.
Tak jakoś się rozbiegałem, że w maju zaliczyłem jeszcze Bieg Konstytucji i Grand Prix Żoliborza. O pierwszym biegu już wcześniej wspominałem dlatego może warto napisać też choć kilka słów o Grand Prix. Jest to bardzo fajna lokalna impreza z mniejszą liczbą biegaczy i przez to może trochę bardziej kameralna. Składa się z trzech biegów na 5km, 10km oraz 15km, które są organizowane na przełomie kwietnia i czerwca. Co najważniejsze, na mecie dawali takie pyszne babeczki regeneracyjne – mniam 🙂 .
My tu gadu gadu a czerwiec zbliżał się wielkimi krokami. Najbardziej obawiałem się pływania więc na nim najbardziej się skupiłem (później okazało się to błędem) chodząc systematycznie 2 razy w tygodniu na basen. Biegałem też w miarę systematycznie a rower… no cóż uznałem, że przecież na rowerze jeżdżę od dziecka więc treningi rowerowe były sporadyczne. Poza treningami stresujące było to, że nie za bardzo wiedzieliśmy co powinniśmy mieć przy sobie na zmiany. Niby poczytaliśmy trochę, zrobiliśmy listę, ale i tak poruszaliśmy się trochę po omacku.