14 czerwca z samego rana zapakowaliśmy rowery na bagażnik i ruszyliśmy w drogę do Płocka. Byliśmy oczywiście sporo przed czasem, ponieważ nikt z nas nie miał pojęcia co się będzie działo. Poza Piotrkiem i mną startował jeszcze Igor, który też złapał bakcyla sportowego. Odprawa techniczna, wstawianie roweru do strefy zmian, ułożenie rzeczy w strefie zmian to wszystko były wówczas czynności dla nas całkowicie obce. No cóż czas zacząć to całe przedstawienie 🙂 – udaliśmy się po pakiety startowe niosąc ze sobą dwie torby sprzętu. Wyglądaliśmy jak byśmy chcieli stoisko bazarowe rozłożyć a nie startować w triathlonie 🙂 , ale w końcu wszystko mogło się przydać no i jak nurek wiele rzeczy mieliśmy po dwie sztuki (na wszelki wypadek) – katastrofa 😀 . No nic tak było i już – odebraliśmy nasze pakiety, namalowali nam flamastrem numery na łydce i ramieniu i zaczęliśmy rozpoznanie terenu. W miarę szybko ogarnęliśmy temat i mogliśmy przygotowywać się do wstawiania sprzętu do strefy zmian. Tylko jak tu to wszystko pomieścić w jeden mały zielony pojemniczek, który dostaliśmy od organizatora. Dodatkowo było jeszcze oczywiście miejsce na wieszaku na rower i kilka centymetrów kwadratowych powierzchni. Musiałem zrobić ostrą selekcję, ale w końcu się udało i wszystko co niezbędne (mam nadzieję) znalazło się w strefie zmian. Odbyła się również odprawa techniczna gdzie poinformowano nas co można a czego nie.
No i w końcu zostaliśmy wezwaniu na linię startu. Może z tą linią to bym tak nie przesadzał bo start był z wody więc „linia” była między bojkami. Chwilę czekaliśmy aż wszyscy się ustawią i nareszcie usłyszeliśmy magiczny dźwięk oznajmiający start. Zaczęła się tak zwana „pralka” czyli wszyscy jednocześnie zaczęli machać rękami i nogami chcąc uzyskać najlepszą pozycję do płynięcia. Trochę się cykałem aby nie zarobić piętą lub łokciem w twarz, ale na szczęście ustawiłem się w strategicznym miejscu czyli trochę z boku i z tyłu aby nie przeszkadzać innym 🙂 Strach miał wielkie oczy bo w miarę szybko udało mi się znaleźć rytm i trochę wolnego miejsca aby zacząć normalnie płynąć. Płynąłem w miarę równym tempem i nawet dobrze się czułem więc miałem nadzieje, że nie będzie kłopotów. Do zrobienia były dwa kółka gdzie na końcu pierwszej pętli wychodziło się z wody i trzeba było przebiec kawałek i wskoczyć z powrotem do wody. Trochę dziwnie, ale tak już to było przygotowane przez organizatorów. Jedno kółko zaliczone, wyskoczyłem z wody i biegiem robić drugą pętle. Okazało się, że nie jestem ostatni tak więc nie było tak źle. Druga pętla szybko minęła i nareszcie meta pływacka. Tak jak wcześniej poczytałem tuż przed metą trzeba było wpuścić do pianki wody aby lepiej się ją zdejmowało i tak też zrobiłem. Wyskoczyłem z wody i biegiem do strefy zmian a jeszcze po drodze zdjąłem czepek, okulary i do połowy piankę. Szybko zlokalizowałem rower i się zaczęło – pianka to nie jeansy i jak się okazało nie zostałem mistrzem zdejmowania tego fantastycznego ubioru 😀 . Teraz trzeba było pamiętać o wszystkim a przede wszystkim o tym, że nie można zdjąć roweru z wieszaka bez założonego i zapiętego kasku na głowie (grozi za to dyskwalifikacja). Co jeszcze, co jeszcze… numer startowy na biodro, wytarcie nóg, skarpetki, buty, rower w rękę i ogień. Trzeba było przebiec z rowerem do wyznaczonej linii i tam dopiero na niego wsiąść.
Moja teoria, że na rowerze jeździłem od zawsze i sobie bez problemu poradzę, szybko została zweryfikowana. Co innego jazda bo bułki a co innego ściganie się i to jeszcze tak aby zostało trochę sił na bieg. Na szczęście 20 km to dystans niewielki i jakoś udało się go pokonać. Tuż przed metą należało zejść z roweru (przed wyznaczoną linią) i przebiec z rowerem do strefy zmian a tam szybko odstawić rower, zdjąć kask, założyć czapkę i w drogę. Na szczęście jechałem i biegłem w tych samych butach (normalnie buty rowerowe nie nadają się do biegania) więc zmianę zrobiłem, jak na moje możliwości, dosyć szybko. Trasa biegowa bardzo sympatyczna i nie taka straszna bo w końcu to tylko 5 km. W końcu upragniona meta, którą udało mi się osiągnąć w czasie 1:38:48 co jest słabym rezultatem, ale w końcu był to debiut i trzeba się cieszyć udziałem w samych zawodach. Cała nasza trójka dzielnie ukończyła zawody i mogła się cieszyć z ukończenia pierwszego w życiu triathlonu 🙂