Mamy 11 czerwca 2016 czyli dzień przed startem imprezy 5150 organizowanej przez legendarną organizację „Ironman”, która odpowiada również za zawody w Gdyni. Można powiedzieć, że to taka młodsza córka zawodów 70.3 w Polsce. Spodziewaliśmy się organizacji z pompą i zawodów na najwyższym poziomie. Takie całkowite przeciwieństwo kameralnej Białki gdzie startowało niecałe 60 osób i była piknikowa atmosfera – w Warszawie startowało prawie 800 osób a wśród nich Polska Tri czołówka, celebryci i … na końcu ja ? . Krótko mówiąc mocna obsada czyli moja szansa na pudło była raczej niewielka (bo na pewno jakaś była ? ).
Sobotę rano spędziłem na czyszczeniu roweru, pakowaniu worków (osobnych do T1 i T2) a przede wszystkim walką z wszechobecną spiną startową, która tym razem pojawiła się z większą siłą. Moja „spina” chyba przyzwyczaiła się już do ¼ IM a tutaj nagle dystans olimpijski (1,5 km/40 km/10 km) i do tego dwie strefy zmian czyli duże prawdopodobieństwo, że coś zapomnę, czegoś nie dopatrzę. Więc co, trzeba było się spiąć aby wszystko było w normie ? . Tego dnia pojechaliśmy odebrać pakiet, zostawiliśmy worek z butami biegowymi na T2 i pojechaliśmy zostawić rower i worek z akcesoriami w T1 nad Zegrzem. Do 22.00 można było jeszcze zajrzeć do worków więc do tej godziny mogłem spokojnie zaprzątać sobie myśli czy czegoś czasem nie zapomniałem. Później i tak to już to nie miało znaczenia. W tej sytuacji można było się spodziewać, że w noc przed startem będę się budzić co godzinę czy aby nie nadszedł już czas na pobudkę. Tak też było, ale może dlatego, że byłem wyspany i po prostu nie mogłem zwyczajnie spać ? . Na miejscu pojawiłem się około ósmej aby wstąpić jeszcze do strefy zmian i uzupełnić moje bidony. Mój start zaplanowany był na 9.30, ale ze względu na fakt, że depozyty przyjmowali gdzieś do 8:45 biegową rozgrzewkę musiałem rozpocząć wcześniej (do depozytu oddawałem buty biegowe, w których przyszedłem). Zaraz potem poszedłem trochę popływać. Po wyjściu z wody okazało się, że z niewiadomych przyczyn po starcie grupy „PRO” pozostałe starty są wstrzymane. Spiker cały czas przepraszał, że to ze względu na nasze bezpieczeństwo, ale i tak zaczęła się nerwówka i oczekiwanie na ponowny komunikat. Po chwili otrzymaliśmy info, że start przesunięty na 9:30, czyli ja pewnie wystartuje gdzieś 20 minut później. Organizator nie podał przyczyn tego opóźnienia a jedynie w nerwach krzyknął przez mikrofon abyśmy dali mu pracować i nie zachowywali się jak „Polaczki”. Tłum skwitował to gwizdami a organizator po chwili przepraszał, że się uniósł, ale niestety przekaz poszedł w świat. Szkoda bo przyczyna opóźnienia nie była całkowicie po stronie organizatora a została wywołana przez tzw. „alarm bombowy” w T1. W efekcie mieliśmy następne przesunięcie startu na 10.00 ? . No cóż – mogliśmy sobie ze Szwagrem i Szwagierką (dzięki wielkie za kibicowanie) pogadać, porobić fotki i trochę poplotkować. Przystąpiłem do trzeciej już rozgrzewki biegając trochę po plaży. Później pływanie i ćwiczenia dogrzewające. W końcu START – ruszyliśmy jako ostatnia fala (ta najlepsza oczywiście ? ). Początek „trasy pływackiej” był nieco płytki i w zasadzie przeszliśmy ze 100 metrów zanim zaczęliśmy płynąć. Po krótkiej przepychance zająłem jak zwykle strategiczne miejsce z boku i płynąłem sobie swoim tempem. Trochę w lewo, trochę w prawo, trochę jak po kilku browarach – jakoś tak nie mogłem linii prostej złapać. W sumie jestem zadowolony bo w końcu to moje pierwsze zawody z takim dystansem pływackim (1,5 km) i jak dopłynąłem do mety to nawet nie byłem bardzo zmęczony (czyli się opieprzałem). W założeniach miałem czas poniżej 30 minut i taki też udało się osiągnąć – w rezultacie wyszło mi 1572 metrów (efekt kiepskiej nawigacji) w czasie 00:29:11. Strefa zmian była nietypowa – najpierw brało się worek z wieszaka, do którego pakowało się piankę, czepek i okulary, a z którego zabierało kask, numer i buty. Po zmianie, worek do strefy zrzutu i biegiem po rower. Wydawało mi się wszystko zrobiłem szybko i zgrabnie jak sarenka, ale później okazało się to nie do końca było to prawdą ? . Rower bardzo chciałem zrobić ze średnią około 35 km/h i jak zwykle moc przybyła więc grzałem ile sił w nogach. Trasa fajna i płaska, na której dałem chyba z siebie wszystko co mogłem a co później pokazała tablica wyników – średnia prędkości na całej trasie kolarskiej wyszła mi 36,1 km/h więc znacznie powyżej zakładanego planu – zajebiście ? . Zlokalizowana na placu teatralnym strefa T2 też była nietypowa – odkładało się rower i trzeba było biec do wieszaków po worek z zabawkami biegowymi. Tam „szybka” zmiana, kask do worka i rura do przodu. Trasa biegowa liczyła dwie pętle i najbardziej obawiałem się podbiegu pod ulicę karową. Od początku tempo narzuciłem sobie dosyć wysokie i kiedy dotarłem do karowej okazało się, że strach miał wielkie oczy. Podbieg był w miarę łagodny i dość długi więc można było utrzymać w miarę równe tempo. Tuż przed i zaraz za podbiegiem zorganizowano „bufet” czyli woda, izo, banan, gąbki z wodą (bufet był na prawdę wypasiony) więc można była uzupełnić stracone płyny na podbiegu. Kiedy dobiegłem do 5 kilometra nie mogłem uwierzyć co widzę na zegarku – czas w okolicach 23 minut był istnym kosmosem. Wiedziałem, że jak wytrzymam do końca, ostateczny czas będzie mega dobry. Cały czas podczas biegu dostawałem wsparcie od mojej żonki i bibci (dla niewtajemniczonych mojej teściowej), które dzielnie mi kibicowały (dzięki wielkie). Bardzo dziękuje jeszcze za doping Paulinie, Piotrkowi, Bartkowi i wszystkim, którzy byli na trasie oraz tym których przez mój brak spostrzegawczości nie wymieniłem ? . To chyba dzięki tym wspaniałym kibicom udało mi się dotrzeć na metę z czasem biegowym 00:45:48 co jest moją nową kosmiczną życiówką na 10 km. W sumie czas mojej pierwszej olimpijki to 02:30:10 co dało mi 220 miejsce open (na 754 startujących) i 44 w kategorii wiekowej +40 (na 150 osób). Piękny medal uwieńczył cały włożony wysiłek i poza pęcherzem na prawej stopie (muszę chyba jeszcze rozbiegać te nowe buty) impreza była perfekcyjna. Gratulacje za wspaniałe wyniki dla całego Triclubu startującego w 5150 a w szczególności Ingi, która zaliczyła pudło w swojej kategorii wiekowej. Graty również lecą dla Ani, Kasi i Ani, które w Augustowie również wskoczyły na podium i oczywiście dla Przemka za debiut w ½ IM.
Za dwa tygodnie widzimy się w Suszu na pierwszych w tym roku zawodach na dystansie sprinterskim.
Do zobaczenia ?