W ten weekend kierunek Białka czyli małej, malowniczej miejscowości położonej niedaleko Lublina. Zawody ¼ IM zdecydowanie bardziej kameralne niż te w Sierakowie, ale przez to dodawało to uroku całej imprezie i klimat był bardziej Tri-rodzinny. Planowałem wyruszyć w niedzielę rano, ale uznałem, że lepiej być wypoczętym więc na miejsce dojechałem w sobotę późnym popołudniem. Nocleg miałem zarezerwowany w Domu Wczasowym „Kropelka” i ze względu na swoją cenę (39 zł + 8 zł parking) jego jakość była dla mnie wielką tajemnicą. Okazało się, że strach ma wielkie oczy i za tą cenę otrzymałem fajny pokój z aneksem kuchennym i TV. Z zewnątrz dochodził piękny zapach grila, w tle głosy imprezowiczów oraz muzyka przygrywająca na weselu, ale za tą cenę pokój wyśmienity i polecam każdemu kto planuje nocleg w Białce. Budzik nastawiony na 7:30 co nie zmienia faktu, że spina startowa dopadła mnie gdzieś w nocy bo od szóstej budziłem się (u mnie to słowo obce) co pół godziny aby czasem nie zaspać. Po jaką cholerę nastawiałem budzik tak wcześnie jeżeli wstawianie rowerów było od 9:00 a śniadanie miałem ze sobą? To już chyba cały urok takich imprez, że mają swój klimat i obowiązują w nich nietypowe schematy ? Przed strefą byłem parę minut po ósmej więc udało się jeszcze wypić w spokoju kawkę w hotelu obok oraz spotkać z triclubową ekipą, która powoli zaczynała się zjeżdżać (poza Łukaszem i Ewcią, którzy mieszkali w tym hotelu od wczoraj). Rytuał jak co tydzień czyli wyjęcie roweru, dopompowanie kół, sprawdzenie wszystkiego kilka razy i w drogę do T1. Przy nie całych 60 osobach startujących, strefę zmian ledwo zauważyłem ? . Rower wstawiłem i co dziwne, nawet nie namazali mi numeru na ramieniu. Przy tak kameralnych imprezach wystarczy chyba numer startowy i numer na kasku. Start był o 11.00 dlatego o 10.20 zaczęliśmy rozgrzewkę – najpierw bieganko, potem założenie pianki i rozgrzewka w wodzie. Punkt jedenasta ruszyliśmy – strategia ta sama czyli cały czas doskonalić pływanie. Zacząłem spokojnie, ale równo. Płynęło się super, woda czyściutka, temperatura odpowiednia więc po pierwszej bojce zacząłem myśleć nie tylko jak tu dopłynąć do mety, ale już nawet kiedy przyśpieszyć. Upatrzyłem sobie kogoś (zapewne dziewczynę) w różowym czepku (w tej imprezie organizatorzy nie zakazywali pływania w swoich czepkach) i cały czas próbowałem ją gonić. Widząc już metę nawet udało mi się trochę przyśpieszyć (zwłaszcza nogami). W efekcie pływanie zrobiłem w 16 i pół minuty a dodając jeszcze wspaniałe samopoczucie należy to uznać za sukces – zwłaszcza, że tempo 1,49/100 m jest moim najlepszym wynikiem na zawodach. W T1 gramoliłem się strasznie – jakiś problem z zapięciem kasku, ze trzy razy się obracałem czy czegoś nie zapomniałem i pomimo, że strefa była przy samej wodzie spędziłem tam prawie dwie minuty (licząc w tym już bieg z rowerem). Wsiadanie na rower okazuje się jedną z moich następnych porażek. Znowu nie było synchronów między moimi nogami a rowerem. W efekcie but mi się odpiął z pedału… ech szkoda gadać. Następnym razem odwrotnie ustawie pedały (prawy do przodu – zgodnie z zaleceniem coacha) to może coś to zmieni. W końcu wsiadłem na tego swojego rumaka i ogień do przodu. Tak jak na poprzednich zawodach moc przybyła nie wiadomo skąd więc jechałem ile sił w nogach. Nic to nie pomogło bo po kilku minutach minął mnie Przemek Janik tak jakbym stał w miejscu (no poczekaj, jeszcze cię kiedyś dogonię ? ) . Pomijając Przemka wyprzedziły mnie jeszcze ze dwie osoby, ja wyprzedziłem może ze trzy i bilans wyszedł jakoś na zero. W sumie trasę rowerową pokonałem w 1:11:40, ale ewidentnie do pełnych 45 km brakowało ze trzy. Nie zmienia to faktu, że średnia mi wyszła 34,7 km/h co jest moim najlepszym osiągnięciem. Na dobiegu do T2 również mi się odpiął but (jakoś się dziwnie podwinął), ale kibic go chwycił i poleciał za mną abym już się nie cofał (WIELKIE DZIĘKI). Na tej zmianie też nie byłem demonem prędkości, ale jakoś tam udało mi się wybiec ze strefy. Trasa biegowa typowo leśna i wydawałoby się, że nie byłoby o czym pisać a jednak ? . Na drugiej pętli zacząłem sobie rozmyślać strategię, kiedy tu przyśpieszyć, jakim tempem biec, itp. Tak sobie Tomek rozmyślał, że nie zauważył, że trasa skręca w lewo i poszedł jak przecinak na wprost do lasu ? . Gdzieś po 200 metrach moja czujność myśliwego kazała mi na szczęście zawrócić z powrotem na trasę. Wiem, że moja orientacja w terenie jest daleka od ideału, ale na mecie okazało się, że nie ja jeden postanowiłem pozwiedzać okolicę ? . Tak bardzo się nie chcę czepiać, ale zawodnik podczas biegu powinien myśleć tylko i wyłącznie o swoim biegu a nie poszukiwać jeszcze trasy (biegi na orientacje to inna dyscyplina). Taśma zabezpieczająca na zakrętach powinna być przyczepiona a nie leżeć na ziemi co przy drobnej nieuwadze prowadziło właśnie do wycieczki na grzyby. No nic to, wbiegłem na metę z czasem 2:22:57 co jest moją życiówką na tym dystansie, ale biorąc pod uwagę krótszą trasę kolarską i biegową (u mnie akurat z wycieczką wyszło prawidłowo 10.5 km) chyba nie należy brać tego wyniku do statystyk. Najważniejsze jest pływanie, które z zawodów na zawody jest coraz lepsze oraz rower, gdzie średnia prędkość cały czas wzrasta. Podczas rozdania nagród okazało się, że załapałem się na ostatnie miejsce na pudle w swojej kategorii wiekowej!!! ? . Moje pierwsze pudło, pierwszy TRI PUCHAR, pierwszy sukcesik – może nie były to bardzo oblegane zawody, ale jak to już Łukasz kiedyś powiedział trzeba wiedzieć na jakie zawody trzeba jeździć ? . W końcu pudło to pudło!
Gratulacje dla całej TRICLUBOWEJ rodzinki, która dosyć licznie przybyła do Białki i wykosiła konkurencję. A kto wygrał całe zawody? Jak zwykle Łukasz – GRATY!!! ?
Czas teraz na tradycyjne szczegóły:
Pływanie: 00:16:23 (15 miejsce)
T1: 00:01:40
Rower: 01:11:28 (15 miejsce)
T2: 00:01:38
Bieg: 00:51:36 (31 miejsce)
TOTAL: 02:22:57 – 16 miejsce na 54 startujących, 3 w kategorii wiekowej
Za tydzień debiut na dystansie olimpijskim w dużej imprezie 5150 w Warszawie – trzymajcie się ?