Sobota 25 czerwca, żar się z nieba leje, termometr pokazuje 35 stopni a o godzinie 13 rozpoczynają się Mistrzostwa Polski w triathlonie na dystansie sprinterskim. Tak, tak brzmi to bardzo poważnie i tak faktycznie było. Cała impreza organizowana była w Suszu, który powoli staję sie Polską stolicą triathlonu. Zawody zorganizowane z dużym rozmachem – koncert zespołu Red Lips, wypasiony pakiet startowy, mnóstwo zaangażowanych ludzi a w tym mieszkańcy tego wspaniałego miasta, bez których jak się później okazało ciężko by było pokonać trasę biegową. Może jednak zacznę od początku. Na miejsce dotarłem w piątek tak aby odebrać jeszcze pakiet i pozwiedzać okolicę a przy okazji wieczorkiem zjeść kawałek pizzy i wypić zimne piwko (to tak na doładowanie przed startem) z Triclubową ekipą. Z większą częścią ekipy mieszkaliśmy w jednym „hoteliku” więc było bardzo wesoło i sympatycznie. Rano w sobotę pobudka o 8 i to oczywiście dla wszystkich jest zrozumiałe bo przecież start był już o 13, wstawianie rowerów do 11 więc przecież mógłbym się nie wyrobić, zwłaszcza, że do strefy zmian było 10 minut piechotą ? . No nic, to już się chyba nigdy nie zmieni. Po pożywnym śniadanku (jak zwykle kanapki z dżemem) pokręciłem się trochę, przygotowałem rower i udałem się do strefy zmian. Tam oczywiście jak zwykle to samo czyli wielokrotne sprawdzenie czy wszystko jest OK a po tym wszystkim na wszelki wypadek jeszcze kilka razy czy już na pewno wszytko jest na miejscu ? . Po tym całym rytuale miałem sporo czasu aby jeszcze wypić kawkę i pooglądać miejsce startu. O 12.15 mieliśmy Triclubową zbiórkę aby zrobić tradycyjną fotę i można było rozpocząć rozgrzewkę. Pobiegałem w tym upale z piętnaście minut, potem trochę ćwiczeń i można było zacząć ubierać piankę. Czarna pianka i ponad 35 stopni zrobiły swoje czyli prawie się rozpuściłem ? . Tak elegancko ubrany musiałem poczekać ponad 10 minut na wejście do wody i to były chyba moje najcieplejsze dziesięć minut w historii startów. Trzeba przyznać, że wejście do wody było jak wizyta w SPA ? . Start odbył się z wody punktualnie o 13.05. Początek jak zwykle polegał na znalezieniu optymalnej pozycji i tu muszę zauważyć lekki progres. Już nie płynąłem z boku lecz próbowałem się nawet przeciskać między pływakami. Wprawdzie poskutkowało to zarobieniem strzała z pięty w prawy okular, ale widać już, że piąty start w tym sezonie przynosi spodziewane pozytywne efekty. Boja była usytuowana idealnie na tle dobrze widocznej wycinki w lesie więc nawigacja była całkiem prosta. Mam jeszcze problem z rozłożeniem sił, ale to też przyjdzie z czasem. Po prostu zacząłem za późno przyśpieszać i w efekcie czas 750 metrów wyniósł 00:14:41. Był to 16 czas w mojej kategorii wiekowej (na 65 osób w kategorii) więc chyba nie taki zły, ale mógłbym się jeszcze spokojnie poprawić gdybym zaczął wcześniej przyśpieszać. Biegiem do strefy zmian, która była usytuowana na boisku ze sztuczną murawą. Niby nic ważnego ta murawa, ale okazało się że w takim upale ostro w stópki parzyła dzięki czemu nieco szybciej stawiałem swoje kroki ? . Rower w rękę i gazem do przodu. I tu również drobny postęp – mianowicie, tym razem ustawiłem (przyczepiłem gumkami) prawy pedał z przodu i wejście na rower wyszło mi idealnie. Trzeba się jednak słuchać mądrzejszych kolegów (dzięki Przemo i Łukasz) ? . Rower jak zwykle, czyli moc przybyła znikąd i zasuwałem ile tylko sił miałem w nogach. Przy tym upale wiaterek wiejący w twarz był zbawienny i na metę dotarłem z czasem 00:33:47 co było 13 rowerowym czasem w mojej kategorii wiekowej. Zejście z roweru też wyszło nieźle – wyjęcie stóp z butów w odpowiednim czasie jak również zeskoczenie z roweru tuż przed linią można uznać za idealne ? . Czas w strefie zmian jak zwykle „wydawał się” znakomity (muszę chyba podpatrzeć innych jak się uwijają w tych strefach) i dosyć szybko (tak mi się wydawało) zacząłem trasę biegową. Przed startem planowałem ustrzelić życiówkę na 5 km, ale słońce szybko zweryfikowało moje plany. Żar się z nieba lał i po prostu mnie umęczył od samego początku. Korzystałem z każdego wodopoju (trener kazał dużo pić), mieszkańcy odpalili swoje szlaufy aby polewać zawodników (wielkie dzięki), ale słońce tego dnia było górą. Trasa miała około 5700 metrów (powinna mieć 5 km) i tak około 500 metrów przed metą spotkałem kilku zawodników, którymi zajmowali się już ratownicy – niektórzy mieli dość. Na metę wpadłem wykończony a czas 00:29:31 pozostawał wiele do życzenia (20 czas biegowy w kategorii). Słońce było takie same dla wszystkich więc nie ma co się mazać tylko zacząć biegać w upałach i przyzwyczajać organizm. W końcu inni dali radę to dlaczego ja mam nie dać ? . Całkowity czas wyniósł 01:23:17. Zająłem 146 miejsce (na 551 startujących) i 15 w kat. wiekowej (na 65 startujących). Chyba nie tragedia, ale znowu te sekundy. Jak bym się poprawił o około 2 minuty to byłbym w pierwszej dziesiątce w swojej kategorii – i będę w przyszłym roku ? .
Cała impreza wypasiona choć należy się przyczepić do tego co się działo po przekroczeniu mety. W takim upale zawodnicy powinni otrzymywać natychmiast wodę a okazało się, że trzeba stać w sporej kolejce. Punkt wydawania napoi i owoców był jeden a trzy dziewczyny robiące co mogły zwyczajnie nie nadążały – to chyba jedyny minus tej wspaniałej imprezy.
Po zawodach biegiem skoczyliśmy do pubu obok kibicować piłkarzom – DO BOJU POLACY!!!
Wielkie podziękowania dla całego Triclubu za dzielne kibicowanie, mieszkańcom za bezinteresowną pomoc i wolontariuszom za tytaniczną pracę jaką wykonują.
W tygodniu jeszcze jadę na kilkudniowy Tricamp do Kraśnika, który będzie uwieńczony startem na dystansie olimpijskim w Skarżysku-Kamienna. To już będzie ostatni test przed Gdynią ?
Wielki podziw dla tych, co startowali następnego dnia na dystansie 1/2 IM – upał był tak samo upierdliwy.