Hurra – nareszcie  – TRI sezon startowy 2018 uznaję za otwarty!!! Tak, tak, to już ten czas kiedy wreszcie doczekałem się pierwszych w tym roku zawodów. Podobnie jak rok temu odbyły się w Olsztynie, ale w tym roku były pod koniec maja (a konkretnie 27 maja), więc można było oczekiwać trochę cieplejszej wody. Do wyboru był dystans sprinterski oraz olimpijka. Wybrałem ten krótszy, chyba dlatego aby porównać wyniki do zeszłego roku a poza tym wolę zaczynać sezon krótszym dystansem (co nie znaczy mniej męczącym 😉 ). Jedyna wada tego dystansu była taka, że rozgrywany był w formule z draftingiem, więc nie mogłem jechać na swoim czasowym rowerze i musiałem zabrać szosę. Zjechaliśmy się do Olsztyna w sobotę aby zobaczyć Puchar Europy w triathlonie, który był organizowany w Olsztynie. Przyjechała cała czołówka triathlonistów europejskich startujących na dystansie sprinterskim i szkoda tylko, że pogoda trochę popsuła im radość ścigania. Lało praktycznie cały dzień – no może z krótkimi przerwami.  Mimo tego warto było popatrzeć zmagania naszej kadry na tym dystansie. Przy okazji też odebraliśmy nasze pakiety startowe.

Fajne dostaliśmy czepki 🙂

Po południu Ania załatwiła rezerwację w restauracji „Przystań” (dzięki Aniu za ogarnięcie tematu), gdzie można naprawdę dobrze zjeść. Doładowaliśmy węgle makaronem i resztę wieczoru spędziliśmy w „Piracie” gdzie nocowaliśmy. Ogólnie widać było delikatną spinkę u większości klubowiczów. U jednych mniejszą a u mnie oczywiście większą 😉 . Znowu zaczęły się rozważania o której wstajemy bo przecież ja chciałbym być na miejscu  już o wschodzie słońca 😛 . Stanęło na tym że śniadanie zjedliśmy o 8:00 i po godzinie wyruszyliśmy na miejsce startu. A start przypadał u mnie na 12:30 więc było wszystko na styk 😀 . Wypakowaliśmy rowery z samochodu, napompowaliśmy koła i nagle rozległ się najgorszy dźwięk jaki można usłyszeć podczas startu. Huk (wystrzał) pękającej dętki. Z reguły zaraz potem można usłyszeć ogólne „UUUUUUUU” czyli pomruk współczucia od innych zawodników. Obróciłem się aby spojrzeć komu strzeliła dętka, bo na pewno było to gdzieś blisko mnie. No tak – kapeć w tylnym kole mojego roweru wyraźnie pokazywał kto stracił dętkę. Dobra informacja to taka, że nie stało się to w strefie zmian a na parkingu gdzie miałem szybki dostęp do wszystkich narzędzi. Muszę przyznać, że przyjąłem to z opanowaniem. Ciśnienie mi skoczyło (zwłaszcza, że zostało 30 minut do zamknięcia strefy zmian), ale szybko wziąłem co potrzeba z bagażnika i okazało się, że wykręciłem swoją życiówkę w zmianie dętki 😀 . Kilka minut i po sprawie – ufff, udało się.  Wzięliśmy wszystkie graty i popędziliśmy do strefy, zostawić rowery. A dlaczego walnęła mi dętka – tydzień wcześniej wymieniłem oponę na nową i prawdopodobnie podczas wymiany musiałem uszczypnąć dętkę i teraz kiedy napompowałem mocniej koło zwyczajnie strzeliła. Niby wcześniej pompowałem, robiłem jazdy próbne, ale to chyba (nawet na pewno) było za mało.  W strefie podczas wstawiania rowerów znowu te same wątpliwości – czy wszystko zostawiłem, czy o niczym nie zapomniałem i takie tam podobne dyrdymały.

Wszystko gotowe 🙂

W sprincie była nas czwórka – Łukasz, Dawid, Robert i ja. Reszta startowała w olimpijce. Przed startem pobiegaliśmy po pętli biegowej i ruszyliśmy na plażę.

Ania, Łukasz, Damian (vel Burza) i ja przed startem 🙂

Wszystko zaczęło się punktualnie – pływanie całkiem fajne bo od razy znalazłem sobie wolny tor i pralka (start był wspólny z plaży) mnie nie wciągnęła. Wydawało mi się, że płynie mi się nieźle i w sumie czas i tempo nie było jakieś tragiczne, ale chyba mogłem trochę mocniej rączkami pomaczać. 750 metrów pokonałem w 12:43 co dało mi 79 miejsce w stawce 216 startujących. Tempo mi wyszło 1:42 co było ciut szybsze od zeszłego roku, ale w sumie czas miałem lepszy o niecałe 10 sekund. Oj trener będzie kręcił nosem 😉 .

Fot: Joanna Włoch – dzięki Asiu za foty 🙂

Do strefy był dość długi podbieg, więc łącznie pobyt w strefie zajął mi prawie dwie i pół minuty. Wskoczyłem na rower dosyć sprawnie (treningi zmian w Sielpii bardzo się przydały) i zacząłem kręcić ile sił. Na trasie było sporo nawrotów i niestety nie udało mi się załapać do żadnej grupy (na koło). Gdzieś na piątym kilometrze ktoś się niby do mnie dołączył, ale i tak większość czasu ja prowadziłem. Rower skończyłem z czasem 00:32:17 co było o dwie minuty lepszym czasem niż w zeszłym roku. Wartości mocy i tętna się trochę poprawiły więc z roweru nawet mogę być zadowolony (51 w całej stawce). Niecałe dwie minuty na następną zmianę i wyleciałem ze strefy trochę potruchtać.

Tutaj chyba stosunkowo najsłabiej mi poszło (o minutę gorszy czas niż w zeszłym roku) i ewidentnie mogłem (a raczej powinienem) bardziej przycisnąć. Czas 22:22 i 67 miejsce w stawce dupy nie urywa, ale był to też w miarę równy poziom patrząc na pozostałe konkurencję. Na metę dotarłem w czasie 1:11:48 i dało mi to 64 miejsce (w zeszłym roku 63, ale było 100 startujących mniej). Niestety podziału na kategorie wiekowe nie było. Znaczy w sumie były, ale dwie 18-24 i powyżej 24 🙁 .

Po zawodach można było skorzystać z ogólnie dostępnego prysznica co jest naprawdę wyjątkiem na takich imprezach. Sanitariaty i ogólnie infrastruktura nad jeziorem Ukiel jest fantastyczna. Czysty i pachnący poszedłem kibicować zawodnikom na dystansie olimpijskim. Ogólnie bardzo fajne zawody, widać progres w przygotowaniach więc wracałem uśmiechnięty do Warszawy. Może z delikatnym niedosytem, ale jednak zadowolony 🙂 . Gratuluje Wszystkim Triclub-owiczom wspaniałych wyników.

Triclub-owa rodzinka 🙂

Podsumowanie zawodów wygląda tak:

Zdjęcia: Joanna Włoch, Triclub, archiwum własne