Jakby ktoś mi proponował taki wynik przed zawodami to długo bym się nie zastanawiał i brał bym go w ciemno. Dobre zawody, dobry wynik, tylko te cholerne 40 sekund. No, ale tak szybko w sprinterskim skrócie już opowiadam co tam się zadziało. Susz to już legendarne miejsce na mapie polskiego triathlonu. Organizowane tam od wielu lat zawody mają już rangę Mistrzostw Polski na dystansie sprinterskim. Nie mogło mnie zabraknąć zwłaszcza, że w zeszłym roku zająłem tu trzecie miejsce w kategorii i bardzo chciałem tą pozycję obronić. W sumie to już moja trzecia wizyta w tym miejscu, ale na Mistrzostwach Polski jestem po raz drugi. Zawody na dystansie sprint odbywały się w sobotę 23 czerwca (w niedziele organizowana była połówka), więc na miejsce trzeba było przyjechać dzień wcześniej zwłaszcza, że to ponad 3 godziny jazdy. Susz nie oferuje jakiejś szczególnej bazy noclegowej i raczej mam na myśli tutaj ilość a nie jakość. Dlatego zdecydowaliśmy się skorzystać ponownie z pięknego, urokliwego, miejsca jakim jest Figlówka. Gospodarstwo agroturystyczne położone w środku lasu, oddalone o 28 km od Susza. Jego położenie, cisza i wspaniały klimat w zupełności rekompensuje 30 minut jakie musimy poświęcić na dojazd na miejsce startu.

Figlówka zaprasza 🙂

Cudnie tu jest 🙂

W piątek jeszcze udało się odebrać pakiety startowe, pochodzić po expo i posłuchać odprawy technicznej. W tym roku organizatorzy zmienili trasę kolarską i biegową, więc warto było posłuchać. Trasa pływacka była jak zawsze w jeziorze Suskim i była bez zmian. Zrobiliśmy szybkie zakupy i pojechaliśmy pograć w karty do Figlówki. Dodatkowo jeszcze rozegraliśmy pojedynek w piłkarzyki 🙂 . Następnego dnia wstałem oczywiście przed wszystkimi i zanim Łukasz z Ewą wstali ja już byłem po śniadanku i w drodze do Susza. Na miejscu zorientowałem się, że gdzieś zgubiłem portfel. Na wyjazdy zawsze biorę minimalistyczną wersję, ale i tak było tam sporo ważnych rzeczy. Ciśnienie mi wzrosło dosyć solidnie – przeszukanie kilkukrotnie samochodu i plecaka nic nie dało. Sprawdzenie mojego pokoju przez Łuaksza również. Pojechałem więc na stacje aby sprawdzić czy tam nie zostawiłem i podczas sprawdzania monitoringu zadzwonił Łukasz, że portfel się znalazł u nich w pokoju. Uffff – jak dobrze – zastanawiałem się tylko czy to zły czy dobry omen? Wróciłem do Susza i zabrałem się za przygotowanie sprzętu.

Wszystko musi się zgadzać 😉

Początek dnia jednak nie był naszym sprzymierzeńcem. Jak tylko Łukasz dojechał i zaczął przygotowywać swoją maszynę okazało się, że ma kapcia w przednim kole. Znaleźli się jednak dobrzy ludzie, którzy dziurkę załatali i można było iść wstawić rowery. Po całym rytuale w strefie, zrobiliśmy oczywiście pamiątkową fotkę 🙂

Start zaplanowany był na godzinę 13 i odbywał się w trzech falach (co 3 minuty) – pierwsza do 39 lat, druga (ta lepsza 😉 ) czyli wszyscy powyżej  39 i trzecia (ta najlepsza) gdzie startowały kobiety. Przed południem wystartowała jeszcze elita kobiet. Jak zawsze przed startem, chwilkę pobiegaliśmy i poszliśmy się zmoczyć. Temperatura była idealna. Nie padało, w porównaniu do poprzednich dni to można śmiało powiedzieć, że było chłodno – wprost idealnie na ściganie. Start był z wody, więc przed wejściem do wody ustawiło się sporo ludzi (około 200 na fale). Wchodząc do wody wszyscy  oczywiście musieli przejść przez bramkę (ilość wchodzących i wychodzących z wody musiała się zgadzać).

Kolejka do wejścia do wody 🙂

Ustawiłem się z boku i nawet dobrze wystartowałem – jakoś te 750 metrów szybko zleciało i po trzynastu minutach i dwóch sekundach (tempo wyszło 1:44) pojawiłem się w strefie. Nareszcie tutaj poszło mi całkiem nieźle i mogłem szybko odpalić swoją maszynę. Asfalt na trasie rowerowej, poza dwoma krótkimi odcinkami z kostki, był bardzo porządny. Jedynie co mi się nie podobało to trochę wąskie trasy i przy tej ilości osób był często tłok. Oczywiście znowu potwierdza się reguła, że jak się wychodzi w czubie to tłoku na trasie nie ma 😛 .  Rower mi chyba wyszedł całkiem nieźle, bo przy średnich 260 Watach uzyskałem czas 00:32:49 (średnia 36,6 km/h). Ale najlepsze dopiero było przede mną.

Jadę 🙂

T2 ogarnąłem też całkiem sprawnie (porównując czasy do czołówki) i zacząłem testowanie nowej trasy biegowej. Wszystko układało się idealnie – pogoda luksusowa, żel wzięty tuż przed końcem roweru, nic tylko biec. Ja nie wiem jak ta trasa była ustawiona, niby były dwie pętle do zrobienia, ale chyba było cały czas z górki i z wiatrem. Nie pamiętam kiedy mi się tak rewelacyjnie biegło. Wg oficjalnego pomiaru czas biegu miałem 00:19:48 co daje tempo 3:58 na kilometr!!! Różne mogłem robić założenie, ale nie takie, że pobiegnę 5 km poniżej dwudziestu minut. Niby według zegarka zabrakło 100 metrów do pełnej piątki, ale raczej to przekłamanie gps-a. Nawet gdyby pomiar z zegarka był idealny to i tak tempo kosmiczne. Wpadłem na mete i złamałem, jak dla mnie magiczną, godzinę i dziesięć minut – 01:09:01. Życiówkę z Olsztyna poprawiłem o ponad dwie minuty i pozostało teraz tylko czekać na wyniki w kategorii. Nie ma co czarować – zajebiście liczyłem, że przy takim wyniku pudło raczej będzie. Okazało się, że nie tylko Kowalczyk trenuje i pozostali w mojej kategorii też nie urywali się z treningów. W sumie zająłem 79 miejsce na 452 startujących i niestety piąte w kategorii (na 31 osób). Tak układała się piątka w mojej kategorii:

I miejsce – 01:07:17

II miejsce – 01:07:33

III miejsce – 01:08:18

IV miejsce – 01:08:37

V miejsce – 01:09:01

Ciasno było i niewiele zabrakło, ale jednak zabrakło co nie może się zdarzyć w Dublinie!

My tu sobie gadu gadu o moich wynikach, ale ludziska co się jeszcze w tym Suszu podziało. Panie i Panowie – Mistrzem Polski AG (Age Group) na dystansie sprint został, z czasem 00:58:56 (teraz wchodzą werble) – ŁUKASZ LIS!!! – Tak, tak – ten sam Łukasz Lis co mnie trenuje więc duma mnie rozpiera 🙂 – Jeszcze raz czapka z głowy i z całego serca gratuluje 🙂

A OTO MÓJ TRENER ŁUKASZ – MISTRZ POLSKI!!! 🙂

Zaraz po zawodach zaczęło padać, więc schowaliśmy się w namiocie gdzie wydawali posiłki regeneracyjne. Przypadek… 😀 . Od godziny piętnastej wydawali rowery, więc szybko poleciałem po maszynę licząc, że jeszcze wyjadę zanim ruszy na trasę Elita mężczyzn. Udało się i mogłem spokojnie pojechać na imprezę urodzinową Syna – NAJLEPSZEGO 🙂

Posiłek regeneracyjny 🙂

W weekend już ostatnie zawody przed Dublinem. Tym razem w Skarżysku Kamiennej na dystansie olimpijskim. Potem ostre robienie formy i w połowie sierpnia wyjazd do Irlandii. Trzymajcie się

Zdjęcia: Damian Jankowski, Triclub, archiwum własne