Trochę mi się zeszło z tym wpisem, ale obecny reżim treningowy powoduje, że jak siadam do kompa to jakoś mi się oczka kleją 😉 . Wracając jednak do zeszłotygodniowych zawodów to jeszcze w sobotę zastanawiałem się czy w ogóle jechać z rana w niedzielę do Skarżyska Kamiennej. W sobotę dopadło mnie przeziębienie czyli były gile i kiepskie samopoczucie. Na choróbsko pomogła trochę sobotnia zakładka 😉 , ale jednak dodatkowo musiałem się wesprzeć produktami z najbliższej apteki. Sudafed i podwójna Aspirina na noc zrobiła swoje. Rano 1 lipca, kiedy to przed godziną 6:00 zadzwonił budzik czułem się już nienajgorzej i postanowiłem nie odpuszczać olimpijki w Skarżysku. Byłem tam dwa lata temu i bardzo miło wspominam tamte zawody. Fajna i dobrze zorganizowana impreza a dodatkowo oddalona od Warszawy o dwie godziny jazdy. Jak postanowiłem tak zrobiłem i na miejscu pojawiłem się parę minut po ósmej. Na szczęście nie padało i liczyłem, że tak będzie już przez cały dzień. Temperatura był idealna do ścigania. Odebrałem szybko pakiet startowy (jak zawsze tutaj bardzo bogaty) i zacząłem przygotowywać rower do wstawienia do strefy. Strefa jak zawsze, usytuowana była na  tamie i chyba jest to jedna z ładniejszych lokalizacji strefy jaką widziałem.

Strefa zmian

Wstawiłem rower, jak zawsze obszedłem całą strefę, sprawdziłem gdzie wychodzimy z wody, którędy najszybciej po rower i takie tam dyrdymały. Najciekawiej zapowiadał się etap T2 gdzie z rowerem trzeba było przebiec około 500 metrów.

Maszyna gotowa do drogi 🙂

Jak zawsze przed startem staram się chwilkę pobiegać na rozgrzewkę. Udało się i teraz 🙂

Ale ja łysy jestem 😀 – fot.: Grzegorz Grabowski

Start był zapowiedziany na 12:10 a organizatorzy dopilnowali aby nie było spóźnień. Ruszyliśmy z plaży gdzie jak zwykle ustawiłem się z boku i w miarę szybko znalazłem „swój” kawałek zalewu Rejowskiego.

Start z plaży – Fot.: echodnia.eu

Były to ostatnie zawody przed Dublinem, więc chciałem dać z siebie wszystko. Na pływaniu ta sztuka się chyba udała bo 1500 metrów w 25 minut i dwóch sekund jeszcze nigdy nie przepłynąłem. Dało mi to rekordowe tempo 1:40.

Fot.: echodnia.eu

Spojrzenie na zegarek, po wyjściu z wody, nieźle mnie zmotywowało. Biegiem poleciałem szukać swojego worka na wieszaku (obowiązywał system workowy) i tutaj pierwsza skucha. Przy systemie workowym należy pamiętać aby za szybko nie zostawiać worka w strefie, bo inne worki przykryją twój. W efekcie chwilę się naszukałem zanim go odnalazłem i zanim mogłem zrzucić piankę i założyć kask. Sekundy leciały błyskawicznie, ale w końcu pobiegłem po swoją maszynę.

Lecę po rower – Fot.: pasjabiegania.pl

Podjarany czasem pływania szybko zacząłem wyścig z trasą rowerową. Tutaj było wszystko bez zmian czyli dokładnie trasa taka sama jak dwa lata temu. Górki, dołki, górki dołki czyli taka sinusoida. Zaczęło trochę wiać a w połowie dystansu jeszcze popadało. Jakoś tak mi się dziwnie jechało bo miałem wrażenie, że jadę sam. Zaledwie kilka osób udało mi się wyprzedzić no i też na szczęście niewielu mnie wyprzedziło.

Fot.: sportografia.pl, Grzegorz Grabowski

Do przejechania miałem dwie pętle i niestety w połowie drugiej dorwał mnie deszcz i spory wiatr. Na szczęście nie trwało to długo i mogłem dalej spokojnie jechać. Na ostatniej górce musiałem zrezygnować przez chwilę z jazdy na lemondce bo prędkość już była dla mnie za wysoka (60 km/h) aby jechać na leżaku. Szybko to jakoś zleciało i po przejechaniu 40 km w czasie 01:11:06  (przy średniej mocy 241 W) dotarłem do T2. Teraz pozostało jedynie około 500 metrów biegu z rowerem do wieszaka  i mogłem spokojnie się przebrać 🙂

 

Idealne zejście i biegiem do strefy – fot.: echodnia.eu

Zrobiło się nieco cieplej, ale i tak pogoda była prawie idealna do biegania. Po ilości rowerów w strefie wiedziałem, że nie jest tak źle. Musiałem tylko jeszcze dobrze pobiec. Miałem do zrobienia dwie pięciokilometrowe pętle. Częściowo po lesie i częściowo po kostce. Zdecydowanie wole biegać po twardym, ale jaki jest koń każdy widzi, więc trzeba robić swoje. Na pierwszej pętli wyprzedziłem jedną osobę a tak to pusto przede mną, pusto za mną. Pusto nie mam na myśli samej czołówki, która robiła już drugą pętle (kiedy ja zaczynałem pierwszą), ale to nie moja liga. Przy drugiej pętli wymieszałem się z tymi co zaczynali robić pierwszą pętle, więc ciężko było ustalić czy ktoś jest moją bezpośrednią konkurencją. Gdzieś tak półtora kilometra przed metą wyprzedziło mnie dwóch gości. No żesz ty… – zupełnie jak bym w miejscu stał.  Przez cały bieg nic się nie działo a tu półtora kilometra przed metą taki numer – no błagam 😯 .  Widać było po tempie, że chłopaki kończą drugą pętle. Spojrzałem na twarze i jakoś mi na moją kategorię wyglądali (niestety 😈 ) – zapamiętałem numery na wszelki wypadek 😉 Pierwszego nie miałem szans dogonić – tempo miał jak ja na 5 km. Drugi był do przegonienia, a przynajmniej tak mi się wydawał. Przyśpieszałem, ale jedyne co mi się udało, to nie dopuścić do zwiększenia odległości przez tego drugiego.

Fot.: echodnia.eu

Fot.: Pasjabiegania.pl

W takiej kolejności też wpadliśmy na metę. Bieg udało się zrobić w 44:38 co wstydu nie przynosi a całe zawody w czasie 02:25:36. Zająłem 30 miejsce w generalce (na 178 startujących) i szóste w kategorii (na 22 osoby). Ok, poprawiłem czas z przed dwóch lat o prawie 20 minut, biegło, jechało i płynęło mi się zajebiście, ale dlaczego znowu zabrakło tak niewiele do pudła. No fakt tym razem nie 40 a 26 sekund – czyli coraz bliżej. „Truskawką” na torcie jest tych dwóch co mnie wyprzedzili. Oczywiście byli z mojej kategorii 😛 – gratuluje świetnego biegu.

Tak wyglądała pierwsza piątka w mojej kategorii

I miejsce – 02:18:04

II miejsce – 02:24:12

III miejsce – 02:25:10

IV miejsce – 02:25:21

V miejsce – 02:25:28

VI miejsce – 02:25:36

Fot.: sportografia.pl

 

Zawody jak zawsze świetnie przygotowane, tort na zakończenie zawodów otrzymaliśmy a obecność Jurka Górskiego zawsze do pracy mobilizuje. Myślę, że w przyszłym roku tu powrócę, choć już mam tyle planów na 2019, że brakuje mi kalendarza 😉 . Teraz pozostał już ostry trening i w połowie sierpnia najważniejsze zawody w tym roku czyli walka o slota na 1/2IM w Dublinie. Trzymajcie kciuki 🙂

Fot: echodnia.eu, sportografia.pl, pasjabiegania.pl, Grzegorz Grabowski, archiwum własne