Kiedy we wrześniu debiutowałem w swimrunie w Solinie to raczej było to związane z ciekawością posmakowania nowej dyscypliny, chęcią przeżycia czegoś nowego no i oczywiście chęcią spędzenia czasu nad naszą piękną Soliną. W tym roku to już zupełnie co innego. Zwyczajnie mi się ostatnio bardzo podobało a możliwość wejścia do chłodnej wody zaraz po bieganiu jest tylko na swimrunie. Kto nie próbował to nie wie jaka to może być radocha 🙂 . Ultra Jezioraka organizowały te same „wariaty” co Soline czyli Swimrun Poland a bardziej Gabi i Kacper. Zacznę chyba od podziękowań dla nich bo tylko oni to wiedzą jak można było to wszystko ogarnąć i wytyczyć tak kapitalną trasę. Widać, że impreza zorganizowana przez pasjonatów, bez wielkiej komercji, tak normalnie, bez spiny, ale z klimatem i wielką energią. Oczywiście były pewnie jakieś niedociągnięcia (a gdzie ich nie ma), ale dla mnie niewidoczne bo fajny klimat całej imprezy górował nad wszystkim.
Plan był taki aby wystartować na dystansie 1/3 (10 km biegu i 1,5 km pływania) z Damianem, ale z biegiem czasu okazało się, że Kuba jest też chętny a Łukasz nie ma partnera na dystans ultra (31 km biegu i 5 km pływania), więc w rezultacie ja wystartowałem z Łukaszem a Damian z Kubą. Do tego poza nami wystartowały jeszcze cztery zespoły Triclubowe. Chyba największy podziw (nie umniejszając innym) należy się Asi, która jeszcze na jesieni kompletnie nie ogarniała pływania a teraz proszę – debiutuje w swimrun-ie :). Dodatkowo było to jej pierwsze pływanie w wodach otwartych – można…? W ogóle było sporo debiutantów i im wszystkich należą się wielkie, wielkie brawa 🙂 .
Przyjechaliśmy całą rodzinką 17 maja w piątek, czyli dzień przed startem i rozlokowaliśmy się w bardzo przyjemnym hostelu w Iławie tuż obok mety. Zjedliśmy pyszny obiadek i tak się ogarnęliśmy aby być na odprawie technicznej o 19:30. Odebraliśmy pakiety, posłuchaliśmy i czas był aby się szykować. Dystans ultra startował najwcześniej. Start był zaplanowany na 8:30, ale autobus do Dobrzyk ruszał o 6:50. Trasa przebiegała wzdłuż jeziora Jeziorak i łączyła się w pewnym czasie w Siemanach z trasą dystansu 2/3 a potem w Sarnówku z dystansem 1/3 – tak aby wszyscy mogli się spotkać na mecie w Iławie. Dystans ultra to 14 odcinków biegowych po płaskiej, leśnej trasie i 13 odcinków pływackich w 14 stopniowej wodzie pięknego jezioraka 🙂 .
Jeszcze odprawa klubowa i można było się położyć spać – budzik nastawiony na 5:45. Nie wiem po co tak wcześnie, ale spina startowa jest nieobliczalna i trzeba na nią zawsze brać poprawkę 🙂 . Bidon pod piankę, żele, łapki, bojka, linka i idziemy z Łukaszem na miejsce zbiórki. To nic, że pomyliliśmy drogi, bo dobry człowiek w busie nas zauważył (raczej strój zdradzał nasze zamiary 😀 )i do nas podjechał i poinformował, że idąc w tą stronę raczej do autobusu nie dojdziemy 😛 – oj tam oj tam – pewnie się nie znał. Ostatecznie „zgodziliśmy” się z nim pojechać i mieliśmy podwózkę pod sam autokar. Pan z busa okazał się osobą zbierającą depozyty z miejsca zbiórki i jeszcze raz dziękujemy za dobre serce 🙂 . Na miejscu byliśmy prawie godzinę przed startem (czyli tak jak lubię) 😀 . No dobra, faktycznie nie było co robić, ale chwilkę pogadaliśmy z jednym i drugim, pokręciliśmy się po „okolicy” i poszliśmy potruchtać przed startem. W końcu wybiła nasza godzina i punktualnie o 8:30 ruszyliśmy na podbój jezioraka.
Biegnąc z Łukaszem nie możesz się gdzie indziej ustawić niż w pierwszej linii startu, więc mieliśmy dobrą pozycję wyjściową. Tak jak w Solinie biegliśmy i płynęliśmy spięci linką – sprawdziło się poprzednio, więc nie było sensu zmieniać sprawdzonych technik. Plan był taki aby pierwszy odcinek 3 km pobiec mocniej aby wyjść na czoło i się rozgrzać przed pierwszym wejściem. Tak też zrobiliśmy i do wody wpadliśmy pierwsi. Faktycznie woda była trochę chłodna, ale bez przesady – po 3 km biegu w piance było nawet przyjemnie.
Chyba nie muszę pisać kto prowadził na biegu i pływaniu, więc dla Łukasza to było 36 km z workiem (no może woreczkiem) na plecach 😀 . Pierwsze odcinki trasy bajkowe – z jednej strony pływanie we mgle a z drugiej strony bieganie po polach zboża, gdzie była wytyczona specjalnie dla nas ścieżka (coś jak bieganie w polach kukurydzy) – genialny pomysł 🙂 . Całą trasę rozpisałem na łapkach aby wiedzieć jaki mamy do pokonania odcinek. Okazało się jednak, że użyty do tego flamaster był mało wodoodporny i się wszystko wytarło.
Na szczęście przed każdym odcinkiem był podany dystans na tabliczce (brawo organizatorzy). Od początku udało nam się wyjść na prowadzenie, ale cały czas czuliśmy oddech za plecami duetu ze Szwecji (wygrali we wrześniu w Solinie). Gdzieś na 10 km Szwedzi nas doszli na odcinku biegowym. Chwile pogadaliśmy i wbiegliśmy razem do miejscowości Wieprz, gdzie był pierwszy punkt odżywczy i dodatkowo czekała na nas na sygnale eskorta policyjna na motocyklach. Hmm, czyli tak to wygląda jak biegniesz pierwszy i prowadzi cię pojazd organizatora 🙂 . Przepraszam za wynurzenia, ale to moje pierwsze takie doświadczenie. Było czadowo 😀 . Zaraz potem mieliśmy dłuższy (800 metrów) odcinek pływacki i właśnie na nim pożegnaliśmy Szwedów bo przecież trzeba być koniem nie Szwedem by Łukasza dogonić na pływaniu 😉 . Potem mieliśmy jeszcze trzy odcinki pływackie z bardzo krótkim odcinkami biegowymi między nimi. To był chyba najmniej przyjemny odcinek trasy. Brak dłuższych odcinków biegowych nie pozwolił się dobrze rozgrzać przed następnym pływaniem i pod koniec tego tercetu było nam w wodzie bardzo zimno. Na szczęście później było 5 km biegania, więc było już lepiej. Naszych kolegów ze Szwecji straciliśmy z pola widzenia.
Zbliżaliśmy się już do Sarnówka czyli pozostało nam jakieś 12 km do mety. Wcześniej zaczęło lać i było to akurat około godziny 11:00 czyli czas startu dystansu 1/3. Już mnie zaczęły piec uszy, bo zapewne Damian serdecznie pozdrawiał tatusia za władowanie go w taką atrakcję 🙂 . Do Sarnówka dobiegliśmy pół godziny po wystartowaniu 1/3, więc raczej nie liczyłem, że kogokolwiek dojdziemy. Im bliżej Iławy tym teren bardziej był już wydeptany przez pozostałe dwa dystanse. Czasami ziemia wyglądała jak po wizycie dzików, błoto po ulewie i inne fajne atrakcje. Powoli zmęczenie dawało znać o sobie i trochę już mieliśmy dosyć. Pozostał ostatni dłuższy pięciokilometrowy odcinek a potem już tylko krótkie odcinki w okolicy Iławy. Nie wiedzieliśmy jak blisko są Szwedzi, ale wiedzieliśmy, że jak nas nie dojdą na tym odcinku to mamy szanse coś ugrać na tych zawodach. Dobiegamy do wody a konkurencji nie widać – to trochę dodaje sił. Jeszcze 2 km i już jesteśmy w porcie w Iławie. Jak tam dobiegliśmy spotkaliśmy Kubę i Damiana, którzy dzielnie walczyli na swoim dystansie.
Zmagania braci Kowalczyk 🙂 Fot. Ultralovers, Swimrunpoland
Parę słów zamieniliśmy, ale trzeba było lecieć dalej 🙂 Jeszcze przepłynięcie pod mostem, skok z pomostu i za chwilę byliśmy na mecie jako pierwsza drużyna dystansu Ultra Jeziorak – hip hip Hurrra 🙂 .
To był właśnie mój pierwszy raz kiedy mogłem na mecie chwycić wstęgę zwycięzcy – o Matko, ale radocha 🙂 . Całość zajęła nam 04:10:32 męczarni i radości jednocześnie, marznięcia i przegrzania, ale w końcu wielkiej, wielkiej satysfakcji. Tutaj od razu wielkie podziękowania dla Łukasza, który ciągnął mnie przez te 36 km. Nie wiem jak można coś takiego wytrzymać, ale może kiedyś też spróbuje kogoś poprowadzić (na krótszym dystansie oczywiście) 🙂 . Okazało się, że mieliśmy przewagę 8 min nad naszymi kolegami z północy. Przywitaliśmy ich serdecznie na mecie – wszyscy się cieszyli i gratulowali wzajemnie udanych zawodów. Zaraz po nich przybiegli Kuba z Damianem – wspaniale zadebiutowali w swimrunie gdzie dumnie zajęli miejsce w środku stawki. Wielki wyczyn, z którego jestem bardzo dumny – BRAWO CHŁOPAKI. Kuba jako najmłodszy zawodnik udzielił nawet wywiadu dla mediów.
Wszyscy triclubowicze szczęśliwi i uśmiechnięci przekroczyli mete z bardzo fajnymi czasami – GRATULACJE 🙂
Jak już wywiady się skończyły, telewizja odjechała i odgoniliśmy wariujące na naszym punkcie dziewczyny, poszliśmy do hotelu się wykąpać i ogrzać, bo już nam się zaczęło robić zimno 😉 . Musieliśmy wrócić na godzinę 14:00 na dekorację i następne wywiady 😛 .
Na dekoracji ekipa Triclubu przygotowała szampana i szpaler przed wejściem na podium – super sprawa, serducho mocno mi zabiło 🙂 .
Wspaniałe i niezapomniane były to chwile i oby jeszcze kiedyś była okazja to powtórzyć. Po całej ceremonii musiała być oczywiście klubowa fota 🙂 .
Wiem, że nie powinno się powtarzać, ale się powtórzę – dziękuje Łukasz za możliwość przeżycia uczucia bycia pierwszym, mojej Kasi za kibicowanie, TRICLUB-owiczom, za wspaniałe wyniki i niespodziankę przy dekoracji, organizatorom za wypasioną imprezę i jak zawsze wolontariuszom za to, że są zawsze z nami 🙂
Do zobaczenia we wrześniu w Solinie 🙂
Trzymajcie się cieplutko
🙂
24 maja 2019
Dodaj komentarz
212